Biblioteczka tłumacza
Notatki z prelekcji „Eurolekt – unijna odmiana języka polskiego i jej wpływ na polszczyznę urzędową”, Ł. Biel, D. Koźbiał

Konferencja Jubileuszowa PT TEPIS odbyła się 17-18 października. Nie do wiary, że minęły od niej już niemal 2 miesiące! Znaczy to, że już tak długo pozycja „napisać podsumowanie z konferencji TEPIS” widniało na mojej liście rzeczy do zrobienia… Cóż – mam nadzieję, że lepiej późno niż wcale.
Robiłam notatki podczas wielu wystąpień. Dziś chcę podzielić się z Wami tym, co zanotowałam podczas prelekcji, która bezpośrednio przełożyła się na moją praktykę tłumaczeniową. Z góry przepraszam prelegentów na to, że – w porównaniu z ich wystąpieniem – będzie tu znacznie mniej niuansów, mniej precyzji i mniej liczb. Jednak moim celem w tej krótkiej notce jest podzielenie się z Wami wnioskami, które i Wam mogą się bezpośrednio przydać w codziennej pracy, a także zachęcenie Was do poszperania w dalszych materiałach, które Wam zaraz podlinkuję.
Wystąpienie prof. Łucji Biel i dr Dariusza Koźbiała (wspomaganych przez Katarzynę Wasilewską) miało tytuł „Eurolekt – unijna odmiana języka polskiego i jej wpływ na polszczyznę urzędową” i dotyczyło projektu, o którym więcej możecie się dowiedzieć na stronie https://eurolekt.ils.uw.edu.pl/. Ujmując rzecz w wielkim skrócie, celem tego projektu było dokładnie zbadanie polskiego eurolektu samego w sobie, a także jego wpływu na polszczyznę nie-unijną. Eurolekt z pewnością kojarzycie: to ta specyficzna odmiana języka polskiego, stosowana w kontekście UE, a powstała w wyniku komunikacji odbywającej się za pośrednictwem tłumaczy. Nie jest to raczej język przyjazny czytelnikowi. Kto choć raz nie ziewał, usiłując przedrzeć się przez preambułę do jakiegoś unijnego rozporządzenia, niech podniesie rękę… 🙂 Za to wnioski z projektu bynajmniej nie skłaniają do ziewania – wręcz przeciwnie!
Na potrzeby projektu zespół pod przewodnictwem prof. Biel przeanalizował akty prawne (rozporządzenia i dyrektywy), wyroki, sprawozdania administracyjne i strony internetowe przeznaczone dla obywateli, czyli w założeniu posługujące się prostszym, bardziej zrozumiałym językiem.
W badaniu zastosowano metodologię korpusową. Daje ona spojrzenie jakby z lotu ptaka na całokształt tłumaczonych tekstów. Z użyciem tej metodologii porównano tłumaczenia z nie-tłumaczeniami. Podczas szkoleń dla tłumaczy padają zwykle dwa podstawowe pytania: „Czy tak się mówi?” i „Gdzie tak się mówi?” Projekt, o którym opowiadała prof. Biel, sięgnął po te właśnie pytania, ale odpowiedział na nie z bezprecedensowym chyba rozmachem.
Jeśli dobrze zanotowałam, badaniu poddano korpus główny liczący 15 milionów słów! Analizowano go na tle korpusu referencyjnego złożonego z polskich aktów prawnych (nie tłumaczeń, ale tych, które powstały od razu po polsku), orzeczeń TSUE, stron www i sprawozdań administracyjnych.
Kilka ciekawostek, które zapisałam, a które dotyczą różnic między tymi typami tekstów:
- sprawozdania administracyjne podlegają mniej rygorystycznej korekcie niż akty prawne,
- wyroki tłumaczone są głównie przez prawników-lingwistów, czyli przez osoby, dla których poniekąd pierwszym językiem jest prawo,
- strony internetowe przeznaczone dla obywateli są tłumaczone przez wyspecjalizowany zespół tłumaczy pracujących celowo POZA zespołem, który tłumaczy akty prawne – po to, żeby eurolektu było jak najmniej, a tłumaczenia były jak najbardziej przyjazne dla odbiorcy.
Pewnie jesteście ciekawi, jakie wnioski z tego badania można bezpośrednio zastosować w swojej praktyce. Gotowi na kilka przykładów?
1.
MUSI/MUSZĄ w dyrektywach występuje 1025 razy na milion słów, a w polskim korpusie aktów – tylko 53 razy na milion słów. Naprawdę! Tysiąc dwadzieścia pięć kontra pięćdziesiąt trzy. Aż tak duża jest ta dysproporcja. Co zatem pojawia się w tekstach pisanych od razu po polsku, skoro nie MUSI/MUSZĄ? Otóż w aktach prawnych najczęstsze jest sformułowanie: JEST OBOWIĄZANY DO. Co ciekawe, w orzeczeniach TSUE najczęściej pojawia się NALEŻY, a pisane po polsku orzeczenia SN znacznie częściej stosują stare dobre słowo TRZEBA.
Jaki z tego wniosek dla tłumacza, zwłaszcza takiego, który tłumaczy z angielskiego na polski dla odbiorców, wśród których przeważają prawnicy? Unikamy MUSI/MUSZĄ, bo ta forma nie będzie brzmieć dla takich odbiorców naturalnie. W zamian za to, jeśli chcemy dostosować się stylem do polskich tekstów prawnych, wstawiamy JEST OBOWIĄZANY DO. Nie zaniedbujemy też słowa TRZEBA.
2.
Kiedy mowa o celach i przyczynach, w dyrektywach i rozporządzeniach UE wręcz roi się od ABY. Czy to jako wprowadzenie zdania, czy to w jego środku, ABY pojawia się aż 2519 razy na milion słów. W aktach sporządzanych od razu w języku polskim ta forma jest rzadko stosowana – 115 razy na milion słów. Jaki podobny zwrot jest bardziej rozpowszechniony? W CELU (862 razy na milion słów, czyli o wiele części niż ABY, ale nadal o wiele rzadziej niż 2519 razy na milion słów!).
Jaki z tego wniosek? Nieoczywisty dla tych tłumaczy, którzy spędzają wiele czasu w tekstach unijnych i zdążyli się już z ABY zaprzyjaźnić. Po polsku piszmy raczej W CELU, a ABY unikajmy – nie zabrzmi naturalnie.
3.
Kolejne ciekawe zagadnienie to przyimki złożone. Zaimki (nad)używane w tłumaczeniach unijnych to: W PRZYPADKU, ZGODNIE Z, NA MOCY, W RAMACH, BEZ USZCZERBKU DLA, W CELU, DO CELÓW oraz występująca w podobnej funkcji forma DOTYCZĄCY.
Czy w tekstach polskich jest tak samo? Nie, zupełnie nie! Przyimki znacznie częstsze w polskich tekstach administracyjnych to: NA PODSTAWIE i W STOSUNKU DO.
Czy tłumaczenia unijne zmieniły się przez ostatnie 20 lat?
W projekcie dokonano też fascynującego porównania historycznego. Pierwsza fala tłumaczeń tekstów unijnych na język polski przypadła na lata 1998-2003, czyli na okres przed akcesją. Badacze pod kierownictwem prof. Biel porównali tłumaczenia z tego właśnie okresu z nowszymi (tymi, które powstały w okresie 2011-2015). Wnioski były bardzo budujące. Teksty unijne w polskiej wersji językowej są teraz znacznie bardziej poprawne, np. zanika użycie zwrotów typu ODNOŚNIE czy (mojego „ulubionego”) I/LUB. Zwiększyła się wewnętrzna spójność terminologiczna, a także spójność między rozporządzeniami a dyrektywami. Obecny eurolekt jest też czasem bardziej nawet poprawny niż polskie akty prawne! Jest to wynik rzetelnego, systematycznego stosowania wytycznych zawartych m.in. w Vademecum tłumacza. Takie zbliżenie języka aktów unijnych do polszczyzny powstającej w Polsce ma też jednak niespodziewane inne skutki. Na przykład w polskich aktach prawnych niezwykle często pojawia się – niezbyt piękna, chyba się ze mną zgodzicie – fraza O KTÓRYM MOWA W…. Dawniej w tekstach unijnych tłumaczonych na polski zwrot ten pojawiał się rzadko, później natomiast częstotliwość jego użycie ogromnie wzrosła. Następuje też fosylizacja, czyli utrwalenie struktur kalkowanych i nie do końca pożądanych (np. nadużywanie określeń TEN, TAMTEN, WSZELAKI, JAKIKOLWIEK).
Ile słów ma średnio zdanie w orzeczeniu SN?
Wiecie, co jeszcze wydarzyło się na przestrzeni tych lat? To mnie zdziwiło chyba najbardziej. Wzrosła średnia długość zdań w orzeczeniach polskiego Sądu Najwyższego. W 1999 r. wynosiła średnio 21,44 słowa, a w okresie 2011-2015 – już 23,66. Czy może mieć to coś wspólnego z faktem, że średnia długość zdań w orzeczeniach TSUE (w polskiej wersji językowej) wynosi 27? Hmmm 🙂 Zostawiam Was z tym pytaniem. Odpowiedzi na nie i na wiele, wiele innych podobnych pytań znajdziecie na stronie projektu:
https://eurolekt.ils.uw.edu.pl/publications-and-materials/
Zajrzyjcie tam, nie pożałujecie!
Anna Konieczna-Purchała