Biblioteczka tłumacza
„Zdawalność” egzaminu na tłumacza przysięgłego
Anna Konieczna-Purchała
Od lat prowadzimy kursy o nazwie „Trening przed egzaminem na tłumacza przysięgłego”. Jeśli pamięć mnie nie myli, odbyło się już 14 edycji tego kursu (EN). Piętnasta rusza niedługo, a ponieważ zapisy na nią trwają, to pojawia się też pytanie, które zawsze, nieodmiennie pada na tym etapie:
Jaka jest zdawalność egzaminu po tym kursie?
I ja to rozumiem. Wiem, o co jest to pytanie (zarówno dosłownie, jak i „między linijkami”). Uważam je za zasadne. Ale nie będę na nie odpowiadać! 🙂 A tutaj chcę wyjaśnić, dlaczego.
O poważnym traktowaniu danych na wejściu
Mam doktorat z socjologii, co oznacza między innymi, że spędziłam dużo czasu na studiowaniu metod statystycznych. Pytanie o „zdawalność” wygląda, jakby dotyczyło statystyk, prawda? Jakby odpowiedź na nie mogła brzmieć na przykład: 17%, albo 90%, albo nawet – tak by było najlepiej! – 100%. Kiedy ktoś je zadaje, ma zwykle na myśli coś takiego:
Jaka część osób uczestniczących w kursie podchodzi następnie z sukcesem do egzaminu na tłumacza przysięgłego?
Spróbujmy to dopasować do realiów. Oto dość typowy scenariusz. Załóżmy dla łatwego rachunku, że grupa liczy 10 osób.
- 3 osoby dzięki kursowi uświadamiają sobie, że brakuje im jeszcze wiedzy – teraz mają lepsze rozeznanie, w jakich dziedzinach muszą się jeszcze podciągnąć, więc postanawiają na razie dokształcać się i bezterminowo odkładają decyzję o podejściu do egzaminu
- 2 osoby dzięki kursowi uświadamiają sobie, że ich umiejętności w zakresie tłumaczenia ustnego są jeszcze niewystarczające, więc odkładają decyzję o podejściu do egzaminu na ok. pół roku, może rok, żeby nabrać biegłości w tym zakresie
- 2 osoby dzięki kursowi uświadamiają sobie, że tryb pracy tłumacza przysięgłego nie odpowiada im na tym etapie życia (np. mają malutkie dzieci albo planują liczne podróże) i też na razie postanawiają inaczej kształtować swoje wybory zawodowe
- 1 osoba dzięki kursowi uświadamia sobie, że wcale nie chce być tłumaczem przysięgłym
- 1 osoba podchodzi do egzaminu i go nie zdaje
- 1 osoba podchodzi do egzaminu i go zdaje
Ile wynosi „zdawalność” po tym kursie? 10%? 50%? Żadna z tych liczb nie jest do obronienia w świetle poprawności statystycznej – to raz. Ale nawet gdyby to pominąć… Czy ta informacja cokolwiek wnosi? Czy ktoś powinien poczuć się nią zachęcony lub zniechęcony? Czy z niej cokolwiek wynika? Nie bardzo, prawda?
O prywatności
Załóżmy na chwilę, że nie zniechęca nas ten problem z danymi. Załóżmy, że tak, nawet to 10% czy 50% brzmi ciekawie! OK. Ale żeby uzyskać tę informację, musiałabym każdą osobę po kursie przepytywać z jej decyzji i wyników. Musiałby być jakiś obowiązek / przymus raportowania. W przeciwnym razie skąd miałabym wiedzieć na pewno, że ktoś podszedł do egzaminu i jaki uzyskał wynik…?
To już jest oczywiście absurdalne. Nasi słuchacze kontaktują się z nami często i dzielą się tym, co u nich słychać. (Hurrrra! Uwielbiamy to i jesteśmy za to ogromnie wdzięczne.) Wiele z tych informacji dotyczy egzaminów i ich wyników. Ale nigdy przenigdy nie mamy zamiaru wymagać od słuchaczy, żeby informowali nas o czymś, czego sami z siebie nie chcą nam mówić.
Skoro więc nawet taki komplet danych, jak wymieniam powyżej, nie jest tak prawdę dostępny za każdym razem – czy nadal jakiekolwiek procenty mają sens?
O tabelce, którą wyrzuciłam
Kiedy zaczynałyśmy prowadzić te kursy, zamiast procentów miałam tabelkę. Zapisywałam w niej po prostu, ile osób z tych, które poprzednio ukończyły u nas kurs, zdało egzamin na tłumacza przysięgłego. Kiedy ktoś pisał do nas z taką informacją, najpierw skakałam z radości i wysyłałam mu serdeczne gratulacje, a potem dodawałam nazwisko tej osoby do mojej tabelki. Nazwiska zliczałam, a rosnąca liczba nawet mnie cieszyła. „Już 30 osób po naszych kursach zdało egzamin na tłumacza przysięgłego!”, pisałam na przykład na Facebooku, pełna dumy z osiągnięć naszych słuchaczy. „Już 45 osób!”… „Już 60 osób!”
Aż któregoś dnia zorientowałam się, że przestałam liczyć. Przestało to dla mnie mieć znaczenie. Dlaczego?
„Sukces na rynku tłumaczeń”
Misja naszej szkoły dla tłumaczy brzmi tak: Pomagamy tłumaczom odnieść sukces na rynku tłumaczeń. To wszystko, całość naszej misji. Po to jesteśmy i po to działamy.
Definiowanie tego sukcesu przez pryzmat zdanego egzaminu na tłumacza przysięgłego nie wydaje mi się dobrym pomysłem. To nieprzydatne, zawężające, krótkowzroczne. Nawet osoby, które planują podchodzenie do tego egzaminu, mogą osiągnąć sukces zupełnie innego rodzaju. Pamiętam zwłaszcza takie dwie historie:
- Ktoś ukończył Trening, szło mu świetnie pod każdym względem, ale tłumaczenia ustne straszliwie go stresowały. Podczas kursu zrozumiał, że sama możliwość otrzymania wezwania do tłumaczenia podczas rozprawy, przesłuchania itd. będzie dla niego stresem. Zdecydował, że nie chce wprowadzać do swojego życia tej stałej niepewności, nerwowości. Postanowił poszerzyć zakres specjalizacji o nowe dziedziny i tłumaczyć tylko pisemnie. Z ulgą podjął decyzję, że bycie tłumaczem przysięgłym nie jest dla niego.
- Ktoś inny podczas Treningu „wkręcił się” w sporządzanie glosariuszy, w tematykę terminologii, baz terminologicznych, zapewniania jakości w zakresie poprawności terminologicznej itd. Zamiast myśleć o tłumaczeniach prawniczych, którymi zajmował się bez szczególnej pasji, zajął się wdrażaniem narzędzi CAT w firmie, gdzie był etatowym tłumaczem. Teraz uczy się programować i widzi się raczej w IT niż w tłumaczeniach.
W pewnym sensie takie osoby obniżają nam „zdawalność”, prawda? A jednak trudno mi myśleć o tych historiach inaczej niż z radością. Nasz kurs pozwolił komuś odnaleźć własną ścieżkę. Pomógł podjąć decyzje, które na dalszą metę są korzystne i przyniosą naszym słuchaczom satysfakcję.
Jeśli więc rozważasz zapisanie się na nasz Trening, to mogę Ci powiedzieć z pełnym przekonaniem, że:
- dużo się nauczysz,
- nabierzesz dużo wprawy w tłumaczeniu,
- zwiększysz swoje szanse na zdanie egzaminu na tłumacza przysięgłego, jeśli postanowisz do niego podejść.
Ale nie mogę Ci powiedzieć, jak jest „zdawalność” po naszych kursach. Teraz już wiesz, dlaczego!
Mam nadzieję, że ta odpowiedź jest satysfakcjonująca. Jeśli nie, napisz do mnie na adres a.konieczna-purchala@textem.com.pl – porozmawiajmy!