Nowa edycja kursu Tłumaczenia medyczne: od podstaw ku biegłości (edycja 2025) - nie zwlekaj z zapisem! ZOBACZ TERAZ

Biblioteczka tłumacza

Black’s Law Dictionary: czy trzeba go mieć na półce?

Anna Konieczna-Purchała

Jeśli zajmujecie się tłumaczeniami prawniczymi i pracujecie z językiem angielskim, na pewno zdarzało się Wam zadawać sobie (a może też innym tłumaczom) pytanie o słowniki. Jakie są najlepsze? Jakie warto mieć? Z czego korzystać? I na pewno w odpowiedzi przewinęła się nazwa: Black’s Law Dictionary. Możliwe, że padła ona takim specyficznym tonem: No wiadomo, Black’s!

W tym kontekście moje wyznanie może Was trochę zaskoczyć. Otóż jestem tłumaczką tekstów prawniczych od 25 lat (tak, dla mnie to też szok), a tłumaczką przysięgłą od ponad dekady. Ale właścicielką Black’s Law Dictionary jestem dopiero od miesiąca.

Jak tak można? Dlaczego? I czy warto?

O tym słowniku ja też słyszałam, oczywiście, od zawsze. Nie raz zastanawiałam się, czy go nie kupić. Tuż przed egzaminem na tłumacza przysięgłego gorączkowo sprawdzałam, czy zdąży do mnie dojechać na czas – ale okazało się, że nie, więc ostatecznie go nie zamówiłam. Warto zaznaczyć, że na egzaminie, w moim konkretnym przypadku, bardzo by się przydał! Ale i bez niego udało mi się zdać.

Po egzaminie uznałam, że ogrom źródeł dostępnych w Internecie – nie tyle słowników, co po prostu tekstów autentycznych, ustaw, blogów prawniczych itd. – wystarczy mi do pracy. Tak też się stało. Zupełnie przestałam myśleć o zakupie tego słownika.

Czy jednak polecałabym każdemu taką decyzję? Nie. Już wyjaśniam, dlaczego.

Specyfika mojej pracy jako tłumaczki polega na tym, że zajmuję się głównie prawem międzynarodowym i prawem europejskim. Teksty, które tłumaczę, bardzo rzadko odnoszą się do instytucji anglosaskich. Black’s Law Dictionary natomiast to słownik całkowicie, bezceremonialnie amerykański. Ponieważ prawo obowiązujące w USA (i w wielu innych krajach anglojęzycznych) ma korzenie w instytucjach brytyjskich, słownik ten jest bardzo pomocny w rozumieniu pojęć ogólnie rzec biorąc anglosaskich. I w tym jest świetny, znakomity, bardzo cenny.

Jeśli więc w Waszej pracy pojawiają się często teksty czy to z USA, czy też z UK, Australii itd., to jestem pewna, że znajdziecie w tym słowniku wiele pożytecznych informacji. Definicje są jasno i precyzyjnie sformułowane. Bardzo łatwo jest zrozumieć ich sens. Są wyczerpujące, pogłębione, z dobrze przemyślanymi odesłaniami. Korzystanie z tego słownika jest przyjemne i bezproblemowe. Na pewno warto go mieć na półce.

A jeśli w pracy, tak jak ja, nie macie wielkiej styczności z takimi tekstami? Tu moja odpowiedź jest ciut bardziej złożona. Myślę, że Black’s na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Jest naprawdę ogromny, więc szansa, że znajdziecie w nim to, czego szukacie, jest bardzo duża. Ale raczej nie stanie się częścią Waszego niezbędnika, czymś, co macie stale pod ręką. Natomiast warto uwzględnić jeszcze  innych czynnik, a mianowicie czystą radość, jaką daje obcowanie z tym słownikiem. Poniższy cytat pochodzi z oficjalnej strony Black’s Law Dictionary i muszę Wam powiedzieć, że dawno nie zdarzyło mi się tak kompletnie się zgadzać z czysto reklamowym tekstem:

If you think a dictionary is useful mainly as a doorstop, you haven’t browsed the pages of this [dictionary]. Once you do, you’ll find it hard to put down. Within moments, you’ll probably find something you want to cite.

Na dowód prawdziwości tych słów wrzucam Wam tu filmik, który zrobiłam zaraz po tym, kiedy ten słownik trafił w moje ręce. Nie potrafiłam się od niego oderwać!


A jak do mnie trafił? Dlaczego postanowiłam po latach jednak go kupić? Trochę przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Zaprzyjaźniony tłumacz (pozdrawiam serdecznie, Panie Mariuszu!) wyprzedawał swoją biblioteczkę. Uznałam, że miło będzie mieć coś z jego półki. Tak więc zakup wynikał nie z zawodowej potrzeby, ale z nadarzającej się okazji, plus oczywiście z tego, co pewnie i u Was jest częste, a mianowicie kompletnej nieumiejętności oparcia się pokusie, jeśli chodzi o kupowanie książek. Niemniej bardzo się cieszę, że go mam i myślę, że trzeba go było kupić wcześniej. Teraz jeszcze trzeba tylko znaleźć mu miejsce na regale… co nie będzie łatwe: według mojej miarki krawieckiej to tomiszcze ma solidne 8 cm grubości.

Podsumowując krótko: komu i dlaczego polecam ten słownik?

  • Kandydatom na tłumaczy przysięgłych, bo jest to wielka porcja wiedzy w wygodnym, przenośnym formacie i dobra inwestycja na przyszłość.
  • Tłumaczom-praktykom, którzy pracują z tekstami anglosaskimi, bo znajdą w nim precyzyjne wyjaśnienia pomocne w trafnym przekładzie terminów z tego kręgu kultury prawnej.
  • Tłumaczom-nerdom :-), którzy po prostu lubią język i książki o języku, bo jestem pewna, że spędzą niejedną godzinę wertując tę księgę z wielkim uśmiechem na ustach.